ALLY POV
- O, hej. – Zaczął mi machać przed twarzą.
- Spakowana?
- Taaak. Już idę po… - Chwyciłam dwie walizki.
- Babo, będziemy tam tylko do wtorku.
- A na ile wzięłam? – Oni to w ogóle dziewczyn nie rozumią.
- Dobra, eh, nie ważne, jedziesz ze mną Harrym i Liamem. –
Powiedział Tomlinson. – Aha no i naszymi babami.
- Jeszcze raz nazwiesz mnie babą. – El uderzyła go torebką.
- Nie bulwersuj się kotku. – Dał jej buziaka w policzek.
Jezu, też tak chce. Lol. Co ja gadam. Jeszcze mi mało chłopów? Najwidoczniej
tak.
- Okej, daj. – Hazz wziął moją walizkę z flagą Anglii a Liam
taką różową. A ja niosłam podręczną. A Louis niósł swój tyłek. Dałam je do
tylnych siedzeń bo bagażnik był pełny. Chwila. Dwa siedzenia są zajęte przez
moje walizki… A auto jest siedmioosobowe. E tam, pewnie El usiądzie na Louisie.
Albo i nie. Wszyscy już wsiedli, a ja tam stałam i gapiłam się.
- Możesz usiąść na walizkach. – Lokowaty się zaśmiał a mi
ulżyło. Usiadłam se na różowej(czyt. najdalszej od niego). W radiu zaczęło
lecieć One Direction – She’s Not Afraid. Jezu. Dziwnie jest widzieć sławne
osoby śpiewające swoją własną piosenkę. Po chwili dołączyły do nich dziewczyny
– oprócz mnie oczywiście. Bo mój wokal jest tam piękny… ah.
- All. Śpiewaj z nami! – Krzyknął Louis prawie uderzając El
łokciem w nos. Pokręciłam głową na nie. – Dajesz. – E, to niema sensu, bo mnie
słyszeli jak śpiewam, no nie? Zaczęłam śpiewać fałszować.
Minęły trzy minuty a byliśmy pod domem Tiny. Kulturalnie
szarpnęłam za klamkę ale się nie otworzyły, więc jak przystało na jaskiniowców
zapukaliśmy.
- Ja rozumiem że jest to daleko i w ogóle i pewnie będziesz
spać ale piżama to już przesada. – powiedział Tomlinson gdy drzwi otworzyła nam
ubrana w piżamę Tina.
- Co? – Spytała zdezorientowana.
- Ja pierdole. – Powiedziałam i wchodząc do jej domu
pociągnęłam ją za rękę. – Rozgośćcie się! – Krzyknęłam wchodząc już po
schodach.
- Niczego nie dotykać! – Krzyknęła eTina a ja przewróciłam
oczami. – Nigdzie nie idę czy tam nigdzie nie jadę. Dajcie mi spać. – Marudziła
wchodząc do pokoju.
- Zawsze tak mówisz, a potem to się latarni chwycisz żeby
zostać. – Zaczęłam szukać jakiegoś stroju do wyjścia. – Masz. – Podałam jej
taki [KLIK] strój.
- Gdzie jedziemy? – Spytała. Ale ja nic nie słyszałam
lalalalalala.
- O, lustro. – Zaczęłam poprawiać włosy.
- Okej. – Wyszła z pokoju.
- Czemu ty jeszcze nie ubrana? – Usłyszałam Justina z dołu.
- Bo nie jadę z wami, proste. Aaaaa… Puść mnie pedofilu! –
Zaczęła się drzeć. A po chwili zobaczyłam Louisa trzymającego eTine.
- Ty coś jesz? – Spytał.
- Tak jem. – Wzięła ciuchy i weszła do łazienki.
- Ona tak zawsze? – Spytał Lou.
- Taak. – Westchnęłam. – Ale pracuję nad tym. – Wyszczerzyłam
się. Jezu. Robie już jak ten Styles.
- Nie żeby coś ale ja was słyszę.
- Też Cię kocham! – Krzyknęłam.
- Cicho bo moja matka jest w domu. Zachciało jej się w ciąże
zachodzić. – Westchnęła wchodząc do pokoju.
- Co!? I że ty mi nic…?
- Zapomniałam, wkurzyła mnie tym i wyleciało mi z głowy.
- Ja pierdole. – Walnęłam face palma. – Wkurzyła?
- Yhy.
- Dobra, pogadam sobię z Tobą jak dojedziemy. – Wyszliśmy z
domu i każdy wsiadł do swojego auta. A co tam że eTina nie ma ciuchów, pożyczę
jej moje pikne sukienki.
- Ale będzie imprezka! – Walnął Lou.
- Nie będzie. – Powiedział Liam.
- Eh, no czemu musiałeś jechać z nami?
- Bo Cię znam. – Odpowiedział a Lou zostawił to bez
komentarza. Nie chce nawet wiedzieć na ile go zna. Ta, pewnie mu jeszcze
linijką mierzył. Ja pierdole co ja myślę. Tego nie było, ok? W radiu zaczęło
lecieć „Baha Men – Who let the dog out?”
- Jeee! To moje ulubione! – Podniecił się marchewka i zaczął śpiewać
drzeć ryj.
- Dupa mnie boli. – Powiedziałam. Ta. Trochę niewygodnie jest
siedzieć na walizce jak dla mnie ze stali. Popatrzyłam na wszystkich a Hazz
poklepał na swoje kolana. Pokręciłam głową na nie a ten bezczelnie mnie sobie posadził.
– Co ty robisz? – Spytałam próbując się wyrwać.
- Em… dużo rzeczy… oddycham, siedzę, trzymam Cię żebyś nie
uciekła…
- Wy to macie problem. To ja usiądę Harremu na kolanach! –
Powiedział Tomlinson i usiadł na jego kolanach. Wtf?
- Please… - Powiedział Harry gdzieś tam zza Louisa.
- Eh. Dobra. – Zwaliłam marchewkę i usiadłam. Na. Nim.
Jechaliśmy już jakieś… dwie godziny? Chyba tak. I Liaś postanowił się zatrzymać
jak zobaczył że na liczniku jest 6% paliwa. Nie, wcale nie lepiej trzeba było
się zatrzymywać jak było 15. Jeee tamci też zjechali. Wybiegłam z auta (co z
tego że wtedy, jak jeszcze jechało) i czekałam aż eTinka wysiądzie. O,
wychodzi. Jeee, wyszła! Rzuciłam się na nią przez co znowu wpadła do samochodu.
- Czy ciebie do reszty pogieło?
- Jestem prosta. – Pokazałam jej stając tak prosto.
- Tak w ogóle to czemu stoimy?
- Nie żeby coś ale ty leżysz. – Uśmiechnął się do eTiny
Malik.
- Spierdalaj, nie Ciebie pytam. – Warknęła.
- I właśnie tu się mylisz… spytałaś „tak w ogóle to czemu
stoimy”, inaczej nie w liczbie pojedynczej i nie wymieniłaś do kogo prowadzisz
pytanie. – Powiedział udając mądrego Malik.
- Dobra. Zadam to pytanie jeszcze raz. Dlaczego stoimy? PLUS
Malik to nie do Ciebie więc nie odpowiadaj. – Powiedziała a Zayn przewrócił oczami.
- Spytaj Liama. – Powiedział Louis a Liam zaczął się
szczerzyć.
- Co odpierdoliłeś? – eTina stanęła naprzeciwko niego.
- Gónwo. – Przybliżył się do niej.
- To już wiem czemu tak wszyscy wylecieliście z tego auta.
- Głupia jesteś.
- Nawzajem. – Wyminęła go w podskokach udając się do auta
którym jechali. Liam zatankował, bo tylko on to potrafił i poszedł zapłacić.
Wsiedliśmy do auto i włączyliśmy radio na fula. Leciała Taylor Swift więc
wszyscy znali tekst.
- CO WY ROBICIE!? – Wparował Liam z Sophie.
- My… Em… - Przełączyłam szybko na radio Maryja. – Słuchamy
tej jakże pięknej muzyki. – Powiedziałam a on się uśmiechnął.
- Jestem z Was taki dumny. – Powiedział a wszyscy się po
cichu zaśmiali. Gdy Liam odpalił auto do szyby zapukała Tina.
- Czego kicia? – Spytałam obniżając szybę.
-Macie zatrzymać się pod Tesco bo Niall jest głodny.
- Oh, dobrze mamusiu. – Zawołałam i zamknęłam szybę.
Dojechaliśmy do Tesco i Liam skręcił na parking. Wyskoczyłam z auta i
zobaczyłam jak Niall próbuje wyciągnąć eTine z auta. – Tina, wysiadaj. –
Krzyknęłam.
- Nie! Ja tu zostaję i idę spać. – odkrzyknęła.
- Okeeej! – Krzyknęłam i pohasałam do wózków. Ej. Nie mam
pieniążka. Odwróciłam się i pohasałam do najbliższej mi osoby(czyt. Harrego).
Zaczęłam się tak fajnie szczerzyć na co ten przewrócił oczami i dał mi takie
kółeczko z wózkiem. Próbowałam tam to wcisnąć ale nie wchodziło. Koło mnie
zjawił się Harold.
- Może spróbuj odwrotnie? – Chwycił mnie za dłoń przekręcił i
wcisnął. Wyszczerzyłam się i pociągnęłam za wózek. – Au. – Złapał się za
brzuch.
- Sorki. – Wyszczerzyłam się. – Wskakuj. – Powiedziałam a ten
wskoczył do wózka a ja zaczęłam pęęędzić. – Teraz ja! – Krzyknęłam i wskoczyłam
do wózka a ten wyszedł. Jeee i było tak fajnie. Czułam ten wiatr we włosach.
Fuck Yeah.
- Dobra weź mnie już postaw. – Usłyszałam Tine.
- Nie bo uciekniesz.
- Ciekawe gdzie. – Zaczęła się śmiać.
- Jacy idioci. – Szepnął mi Styles i się rozpędził a potem
wskoczył do wózka. Nie wiem jak, ja tam bym się zabiła przy wskakiwaniu.
- Jeee! Ej… a kto prowadzi wózek? – Spytałam gdy zbliżaliśmy
się do takiego ładnego czerwonego znaku. Zaczęłam piszczeć i bam. Walnęliśmy.
Ale się wózek przekrzywił. Stanęliśmy koło Liama i zamknęliśmy mu buzie, która
po chwili i tak się otworzyła.
- Chcesz miętówkę? – Wyszczerzyłam się.
- CO WY ZROBILIŚCIE!? – Popatrzył na nas. Jeżeli byłaby to
kreskówka z jego uszu leciałaby para, a twarz byłaby cała czerwona.
- Da się naprawić. – Przechyliłam głowę przyglądając się
wózkowi. Liam popatrzył się do nas złowrogo a zaraz przybieżeli reszta ludu.
TINA POV
- CO WY ZROBILIŚCIE!? – usłyszeliśmy krzyk Liama i weszliśmy
do sklepu.
- Coś zjebali. – powiedział Niall wzruszając ramionami.
- Skąd wiesz? – spytałam ładując do wózka pięć paczek
popcornu.
- Bo Li nigdy aż tak nie krzyczy. – uśmiechnął się patrząc na
nasz pełny po brzegi wózek.
- Wiesz że tego nam starczy jeszcze na pobyt u twoich
rodziców? – zaczęłam się śmiać idąc w stronę krzyku Payna.
-Chyba do końca tego dnia. – pocałował mnie w czubek głowy.
- Chyba cię bóg opuścił. – uśmiechnęłam się gdy byliśmy obok
Liama.
- Co zrobili? – spytałam.
- Rozpieprzyli wózek sklepowy. – pokazał na wózek gdzie jedna
noga była złamana a w drugiej nie było kółka.
- Patrz Niall. Bawili się na wózku bez nas. – zrobiłam minę
zbitego psa.
- Tylko byście spróbowali. – pokiwał na nas palcem Li.
- Ally co ty tak właściwie robisz? – klękłam obok
przyjaciółki.
- Napra…. – nie dokończyła gdy całe pół tej nogi od wózka
znalazło się w jej ręce. – Psuje wózek. – uśmiechnęła się głupio.
- Jak się coś zaczęło to trzeba to skończyć. – Styles
poklepał Liama po ramieniu.
- Nie. Dotykaj. Mnie. – popatrzył na niego miną zabójcy.
- Wy się będziecie tłumaczyć. – powiedziała Sophia odciągając
Liama od „wypadku”.
- My też chodźmy. – powiedział Malik odciągając Pezz i razem z
Tomlinsonem i Eleanor ruszyli w przeciwną stronę.
- To ten, Niall przyjacielu, bracie mój…. – podszedł Styles.
- Nie ma mowy, chodź Tina. – zaśmiał się odciągając mnie i
poszliśmy w poszukiwaniu soku jabłkowego.
- Gdzie są te durne soki? Przecież były tu jeszcze nie dawno?
– zaczął patrzeć po wodach mineralnych.
- Odwróć się. – dosłownie turlałam się ze śmiechu.
- O tu są. Mówiłem że je znajdę. – uśmiechnął się głupkowato.
- Tak, tak. – wstałam z podłogi.
- Cicho, chodź do kasy. – uśmiechnął się.
- Okej. – pohasaliśmy do kasy gdzie mina kasjerki była
nieziemska.
- O nie! Połowę co najmniej wypakować. – w magiczny sposób
pojawili się koło nas wszyscy.
- Ale Liam, kochanie, to nie ja. To on. – pokazałam palcem na
Nialla.
- Już na mnie. – naburmuszył się Niall.
- 368,45. – powiedziała kasjerka a ja zrobiłam wielkie oczy.
- Proszę. – Niall podał jej pieniądze. TO MY AŻ TYLE TEGO
WZIĘLIŚMY?!
- Wy to o niczym nie myślicie. – powiedziała All z piankami,
rozpałką i w ogóle, zapewne na ognisko.
- A gdzie Styles… i wózek? – spytał Li.
- A, no tak… mieliśmy się tłumaczyć takiemu panu w czarnym
stroju, co jest dziwne bo w sklepie jest ciepło, z napisem „ochrona” ale ja mu
uciekłam bo wiedziałam że zapomnicie o tym. – podała nam koszyk.
- A skąd ten koszyk? – spytał Daddy.
- No bo przechodziła taka starsza babcia i akurat miała
pianki i inne rzeczy które gdzieś tam są. – zaczęła ruszać ręką, a w naszą
stronę szedł ochroniarz z jakąś staruszką.
- Dzień dobry. Czy to ty jesteś tą dziewczynką co zepsuła
wózek?
- N-nie. Ja? Skąd? – zachichotała i zaczęła bawić się
włosami. W sumie, był przystojny.
- Ukradłaś tej pani koszyk? – chwycił się za biodra. –
Pójdziesz ze mną i tym chłopczykiem w kręconych włosach który chodzi w kółko i
ciągle powtarza „mój pęcherz wybucha”. – Chwycił ją za ramie i gdzieś poszli, a
ona tylko odgarniała te włosy. Wybuchnęłam śmiechem a wszyscy patrzyli na mnie
wzrokiem „nie odpowiedni moment”.
- Jest tu gdzieś toaleta? – spytałam dławiąc się śmiechem.
- Po co ci toaleta? – popatrzył na mnie Tomlinson.
- A po co pacanie jest toaleta? – stuknęłam go w głowę i
pobiegłam w stronę wskazaną przez Perrie.
Szybko skorzystałam z toalety i stałam w lustrze śmiejąc się.
Ludzie (kobiety) patrzyli na mnie jak na wariatkę a te stare babcie rzucały
komentarze „Jakaś nienormalna” „Do psychiatry by poszła”, „Dziecko nie
wychowane” przez co zanosiłam się
jeszcze większym śmiechem.
Po 10 minutach wyszłam cała czerwona na ryju z bolącym
brzuchem.
- Wyglądasz jak burak w mojej zupie. – powiedział Tomlinson.
- Wyglądasz jak klaun z cyrku w którym byłam z 10 lat temu, a
nie ty nie wyglądasz ty nim jesteś. – posłałam mu najbardziej chamski uśmiech
na jaki było mnie stać.
- Widocznie musiałem Ci się spodobać, skoro pamiętasz mnie
już 10 lat. – poruszył brwiami a Niall kopnął go w kostkę.
- No, normalnie taki debil był z tego klauna że trudno
zapomnieć.
- Przystojny debil.
- Przystojny? Ten klaun był: łysy, garbaty i miał strasznie
krzywy nos. Ale najbardziej co mi się w nim podobało to to że po 10 minutach
oberwał pomidorem w ryj. – wróciłam wspomnieniami do czasów z dzieciństwa.
- Łysy? To ty już łysej peruki nie widziałaś? Sztucznych
nosów? A ten garb to dlatego że na mnie wskoczyłaś na początku, aż mi kość
złamałaś… a najlepsze było to jak krzyczałaś „o, to Louis The Tommo Carrots
Williams Tomlinson, sikam”. – zaczął się szczerzyć.
- Chyba ze śmiechu z takiego imbecyla. – uśmiechnęłam się
bardzoooo chamsko.
- W przeciwieństwie do Ciebie mam rozwój umysłowy.
- No co ty? Jak ty nawet takiego czegoś jak mózg nie posiadasz a co dopiero żeby umysłem funkcjonować. A o jakimkolwiek rozwoju to już nie wspomnę. – zaczęłam się śmiać.
- No co ty? Jak ty nawet takiego czegoś jak mózg nie posiadasz a co dopiero żeby umysłem funkcjonować. A o jakimkolwiek rozwoju to już nie wspomnę. – zaczęłam się śmiać.
- Mam mózg, inaczej nie wiedziałbym co znaczy słowo co. –
zrobił głupią minę.
- Co? – spytałam zdezorientowana a reszta miała z nas
polewke.
- A jja luuubie poolewe! – wykrztusił gdzieś między tym
rechotaniem Malik.
- Jak tak na ciebie patrzę to przestaje wierzyć w to że na
tym świecie są jacyś normalni ludzie. – zwróciłam się do Malika.
- Jak tak na Ciebie patrzę to przypominam sobie twoją matkę
jak kurczaki łapała. – uśmiechnął się myśląc że mnie złamał.
- No pamiętam, to wtedy jak twoja mama wpadła do koryta świń
czyż nie?
- A no tak, to było wtedy co mówiłem że to specjalne błoto i
robiłaś sobie maseczki.
- No pamiętam, wtedy ty chciałeś zrobić świece ale niestety
musiałeś też do toalety i przez przypadek zjadłeś swoje odchody. Strasznie
śmierdziałeś. – wszyscy zaczęli tarzać się po podłodze.
- No, a pamiętasz to jak twój tato chciał pożyczyć twoją
maszynkę? Spojrzałaś na jego brodę i stwierdziłaś że mu się przyda. Jak
wyszedł, nadal miał brodę.
- No, wtedy ty bawiłeś się tą maszynką udając że to łyżka i
wkładałeś ją do ust. Dobre stare czasy.
- No, a najlepsze było to, że ty mu dalej pożyczałaś! –
spojrzał tak w górę, że niby to widzi.
- Ja mu jej nie pożyczałam tylko mu ją oddałam a ty dalej
jadłeś nią dżdżownice i błoto.
- A pamiętasz jak potem wyciągałaś mi te dżdżownice z buzi i
szłaś z nimi do męskiej?
- No, spłukiwałam je w klozecie.
- A, to dlatego krzyczałaś „Zdzisławie, mocniej! Ah! A ty
Ferdek, musisz to jeszcze dopracować! Oh.”. – ludzie przechodzący obok patrzyli
na nas z pogardą.
- A pamiętasz jak co
wieczór przychodziła do ciebie ta pani Frankenstein? No wiesz ta 90 latka i
zamykaliście się w szopie skąd dochodziły odgłosy typu „O, dziecko wspaniale to
robisz”, „O boże tak mi dobrze”, „Zaraz dojdę” – zaczęłam udawać głos starszej
osoby.
- No, „O, dziecko wspaniale to robisz” mówiła gdy byłem w
drugiej planszy strasznego labiryntu. „O boże tak mi dobrze”, gdy jedliśmy schoko bonsy. „Zaraz dojdę” pod koniec planszy,
gdy miała wyskoczyć straszna postać. – wyszczerzył się.
- Tylko winny się tłumaczy. – poklepałam go po ramieniu i już
miałam coś mówić gdy.
- No bo nie moja wina że nie umiałem przej… - nie zdążył
dokończyć.
- Dobra dość. Skończcie bo wyjdę z siebie. – rzucił Liam.
- Trzeba znaleźć Ally i Harrego. –
powiedziała Perrie.
- Niall, Tina zapakujecie.. to co kupiliście do auta i
czekajcie tam na nas. – powiedziała Eleanor.
- Ej, czekaj. Jak mam na was czekać jak wy jedziecie innym autem? – spytałam jej.
- Ehh.. Czekajcie na Malika i resztę. – machnęła ręką i
odeszła.
- Okej. – wzruszyłam ramionami i wzięłam 3 siatki zakupów
pakując je na siedzenia samochodu.
- A do auta bierzemy. To, to, to i.. to no i jeszcze to… -
wymieniał Niall biorąc dwie reklamówki do samochodu.
- Ciekawe kto to zje. – usiadłam w aucie.
- Ja, ty i może ktoś jeszcze. – wzruszył ramionami.