sobota, 25 stycznia 2014

Rozdział 2

ALLY POV
„Dryń, dryń!”. Cholerny budzik. Wzięłam strój, który miałam zamiar założyć do szkoły.
[KLIK]
- Ally! – Usłyszałam po chwili moją siostrę, wbiegającą do pokoju. Chwila… przecież zamykałam drzwi, tak? Mniejsza… - Wczoraj była tu Tina. – Powiedziała siadając na moim łóżku. – Widać że się martwiła…
- Pati… - Przerwałam jej. – Słyszałaś wczoraj tatę? Nie chcę o tym słuchać. – Wzięłam swoją torbę i położyłam koło siebie.
- Ale… przecież Wy… - Pati chyba za bardzo przywiązała się do Tiny… no tak, w końcu tyle czasu z nią spędzałam. Przyzwyczaiła się do tego że nocami mnie nie ma, lub Tina śpi u mnie… do tego, że cały czas gdzieś wychodziłyśmy… i nawet do tego że razem z Tiną, pomagałyśmy jej w sprawach chłopców. Ale zrozumiałam że tato i mama mają rację. Racja, byłam na nich zła… ale to moi rodzice tak? No właśnie… moi rodzice… nie interesujący się mną, nie zwracający na mnie uwagę… I co mam teraz zrobić? Spotykać się z Tiną, czy nie spotykać? Na razie wybieram tą drugą opcję. NA RAZIE.
- Wiem, ale na razie wolę posłuchać rodziców. – Uśmiechnęłam się do niej i wstałam pozostawiając ją samą. Chwyciłam za portfel i ruszyłam w stronę nowej szkoły. Obawiałam się najgorszego – Tiny. Ona nie odpuści, co nie? Skierowałam się w stronę sekretariatu.
- Dzień dobry. – Przywitałam się posyłając kobiecie miły uśmiech. – Przyszłam po kluczyk do szafki. – Powiedziałam od razu siadając na krześle.
- Nazwisko? – Whoh, ależ ona miła…
- Jeferson. – Podała mi kluczyk i plan lekcji. Wyszłam od razu, bo za miła to ona zdecydowanie nie jest. Szafka numer… 269 Pierwsza lekcja… angielski. Eh… i tylko jeden dzień na dziewiątą. Dzwonek za minutę. Wyciszyłam telefon i rozejrzałam się w około. Jak tu ogarnąć tą szkołę?
- Hej, sory, ale jestem nowa… Gdzie tu jest sala nr. 49? – Spytałam się rudowłosej dziewczyny, która w przeciwieństwie do mnie wyglądała jak anioł.
- W prawo i przy drugim zakręcie w lewo. – Wyjaśniła wymachując palcem na mówione strony.
- Dzięki. – Poszłam w kierunku jaki wyznaczyła mi nowo poznana dziewczyna. Weszłam do sali w której nauczyciel już prowadził lekcję.
- Dzień dobry. – Przywitałam się. Wyglądał na 25 lat i był nawet przystojny.
- W samą porę. – Uśmiechnął się i gestem ręki kazał podejść. – Poznajcie naszą nową uczennicę, Allyson Jeferson. – Powiedział a ja podniosłam rękę bez machania. – A no tak, możesz usiąść… w wolnym miejscu. – Powiedział gdy skapnął się że wolne miejsce jest tylko jedno. Chwila… a gdzie Tina!? Nie przyszła? A może… jesteśmy w osobnej klasie?
- Przepraszam, ale ja chyba pomyliłam klasy. – Powiedziałam. – Nie ma tu Tiny, Tiny Mandez.
- Nie, nie pomyliłaś. Twoi rodzice prosili o przeniesienie Cię do innej klasy. – Że co? A może to i lepiej? – Usiądź, proszę. – Bez już jakichkolwiek dyskusji podniosłam wzrok na klasę. Jeszcze jedno oglądnięcie się… i ruszyłam. Usiadłam koło znajomej mi twarzy. Burza loków na głowie(?). Chłopak obrócił się w moją stronę.
- Cześć, jestem Harry…

TINA POV
7.20. Zajebiście. Alls pewnie zaspała. Trudno. Weszłam pod prysznic i szybko się odświeżyłam. Wysuszyłam włosy i spięłam je w koński ogon. Ubrałam przygotowane wczoraj ciuchy i wyszłam z domu kierując się do szkoły. Szybko odnalazłam drogę do sekretariatu.
- Dobry. – rzuciłam na odczepne.
- Dobry. – tak samo odpowiedziała kobieta.
- Chce ten klucz do szafki i plan czy coś. – powiedziałam.
- Nazwisko? – spytała.
- Mendez. – odpowiedziałam. Z tego co wiem był już dzwonek na lekcje bo na korytarzach pustki.
- Proszę. – powiedziała i wręczyła mi to co chciałam.
Wyszłam bez słowa i udałam się pod moją szafkę. Wrzuciłam tam książki i bez niczego udałam się na wychowawczą w sali 124. Zgadywałam że jest to na drugim piętrze i nie myliłam się. Dotarłam na miejsce. Minęło 10 minut lekcji. Dlaczego tak mało? Weszłam do sali.
- Dobry. – powiedziałam od niechcenia.
- O pani Mendez postanowiła się pojawić. – powiedział chyba dla żartu ale to było wręcz żałosne. Kolo po 25 co najmniej.
- Taaa… mogę usiąść?  - spytałam.
-A może byś się przedstawiła? – spytał.
- Tina. – odpowiedziałam i przeskanowałam wzrokiem klasę.
No tak oczywiście Horan i Malik z One Dyrekszn i ten Bieber. Boszz.. widzisz i nie grzmisz. Na moje nieszczęście Ally nie było w klasie a wolne miejsce było koło tego blondyna. Fuu.? Ruszyłam w tamtym kierunku.
- Jestem Niall. – wyciągnął do mnie dłoń. Popatrzyłam z odrazą na niego.
- Taa.. Fajnie. – powiedziałam.
- Więc Tina nazywam się Ian Peterson i jestem twoim wychowawcą oraz nauczycielem muzyki. – ta bo mi to do życia potrzebne.
- Ktoś z was musi oprowadzić waszą nową koleżankę po szkole, kto chętny? – spytał.
- Nie jestem ich koleżanką. – warknęłam.
- To co kolegą? – spytał a cała klasa buchnęła śmiechem.
- Taa.. Bardzo śmieszne. – powiedziałam.
- Tina. Nie bądź sztywna. – powiedział mój wychowawca.
- Boże dajcie mi spokój. Sama się oprowadzę? Jasne? – spytałam i wszyscy zamilkli. – Dziękuje.
- Ostra… - poleciał komentarz.
- Morda! – odwarknęłam poirytowana.
Już w spokoju przeleciały ostatnie minuty lekcji.
- Nie. Ty się jej spytasz. – usłyszałam szept.
- Dlaczego ja? – zapytał przestraszony Irlandczyk.
- Ty to wymyśliłeś więc ty pytasz, proste. – powiedział Bieber.
- Ja się jej boje. – domyśliłam się że rozmowa jest o mnie więc postanowiłam dalej podsłuchiwać.
- No przestań. Baby się boisz? – spytał mulat.
- Jak taki odważny jesteś to idź się jej spytaj.
- Dobra, idę. – niepewnym krokiem podszedł do mnie Malik.
- Emmm.. cześć. – powiedział.
- Co chcesz?
- Bo.. Ten.. No.. Niall się chciał spytać czy ma cię oprowadzić.
- Nie słyszałeś co mówiłam na lekcji? Jacyś głusi jesteście? – spytałam na co wszyscy się skulili.
- Dlaczego jesteś taka wredna? – zapytał Bieber.
- Bo lubie. – powiedziałam. I nagle.. WTF?!?! CZY TAM JEST ALL?! I TO Z TYM PEDAŁEM STYLESEM?
- Czy tam nie jest przypadkiem ten wasz Styles? – zapytałam na co popatrzyli w tą stronę co ja.
- T..Tak. – powiedział Mulat.
- O kurwa… - powiedziałam i siadłam na ławce.
- W ogóle co my teraz mamy? – spytał się ich blondyn.
- Chyba Fize. – odpowiedział mu Bieber.
- Masz przejebane Tina. – skitował blondas.
-WHY? – zapytałam.
- Bo Johnson jest przewrażliwiony na punkcie mundurka. A ty jesteś ubrana TAK. – powiedział Bieber.
- Chuj mu w dupe? – spytałam. W ogóle po co z nimi gadam?
*DRYŃŃ*
Równo z dzwonkiem pojawił się ten od fizy. Jaki punktualny.
Weszliśmy do klasy a ja od razu skierowałam się na koniec klasy. Koło mnie usiadł blondyn. To chyba jego miejsce bo nikt się tam nie pchał.
Zaczął sprawdzać obecność. Ostatnia byłam ja.
- I…. Tina Mendez? – spytał.
- Jestem. – powiedziałam i podniosłam głowę.
- Droga damo wiesz że obowiązuje tu mundurek? – spytał. Już miałam mu odpowiedzieć gdy.
- Ona wie psze pana tyle że jest nowa i dzisiaj się dowiedziała. – odpowiedział Bieber. „CO TO BYŁO?!” – napisałam mu kartkę.
- Dobrze, mam nadzieje że jutro pojawisz się w mundurku.
„Ratuje ci dupe ;)” odpisał. „A czy prosiłam?” spytałam poirytowana.
„Przepraszam.” Odpisał, nie chciało mi się już z nim pisać więc włożyłam do uszów słuchawki i tak spędziłam całą lekcje.



ALLY POV
- Cześć, jestem Harry… - Harry… te imie… Zostawmy to na później.
- Ally. – Powiedziałam z grzeczności. Chłopak wystawił dłoń, ale ją zignorowałam po pretekstem „nie-widze-jej”.
- Z okazji tego, że za 4 dni mamy walentynki… organizujemy bal w naszej szkole. Będzie on na dworze lub sali gimnastycznej. Więcej szczegółów poda Wam wasz wychowawca. – Bal, tak? Trzeba mieć pary? Trzeba się przebrać? Tina tam będzie? Za dużo myślenia, zaraz mi się alarm włączy.
- Aha, Harry… skoro Ally siedzi z Tobą, to ty ją oprowadzisz po szkole.
– Powiedział nauczyciel, na co ten zaczął się do mnie szczerzyć. Wywróciłam oczami. – Dzisiaj na lekcji… - Cała lekcja była nudna, ale za minutę dzwonek. Nerwowo zaczęłam gnieść kartkę papieru. On się na mnie gapił. Palant. Czego ja się tak boje? Go? Pf… dużego dziecka się boje? Nie możliwe. Ciekawe kim on jest. „Dryń!”. Okej, teraz ma mnie oprowadzić, czyli najgorszy moment. Zaczęłam pakować moje książki najpowolniej jak tylko umiałam.


- Możesz się pośpieszyć? – Spytał w końcu.
- Możesz sobie iść. – Prychnęłam.
- Jaka pyskata… dlaczego?
- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. – Uśmiechnęłam się sztucznie i skierowałam w stronę wyjścia najszybciej jak umiałam. Gdyby nie miał takich nóg, pewnie by mnie nie dogonił. Jezu, nawet moje to nic z porównaniem do jego. Jeszcze bardziej go nie lubię. Ten cały „Harry” mnie wyprzedził i gestem ręki pokazał żebym szła za nim. Wywróciłam oczami. Cóż, nie pozostaje mi nic innego niż… iść za nim.
- Dlaczego taka jesteś? – Spytał.
- Dlaczego taki jesteś? – Zaczęłam go przedrzeźniać.
- Ej…
- Ej…
- Możesz przestać!?
- Możesz przestać!? – No i cel osiągnięty. Wkurzenie lokowatego odhaczone.
- Jak zaraz nie przestaniesz, to coś zrobie!
- Jak zaraz nie przestaniesz, to coś zrobie!
- Co? – Spytał poruszając brwiami.
- Nic. – Prychnęłam i poszłam do przodu. – Miałeś mnie chyba oprowadzić, czyli… pokazywać sale? A nie GADAĆ ZE MNĄ. – Ostatnie trzy słowa wypowiedziałam z odrazą.
- To nie moja wina że jesteś taka… - Zawahał się.
- Jaka? – Obróciłam się w jego stronę.
- Taka…
- Wredna? Nie miła?
- Nie…
- A więc jaka? – Spytałam już nieco podenerwowana.
- … inna. – Powiedział nadal zamyślony.
- Oprowadzisz mnie w końcu, czy nadal będziesz ze mną gadać?
- Gadać. – Wyszczerzył się. Ale się trafił… eh.
- Ja jednak wolę tą pierwszą opcję. – Powiedziałam.
- No okej, ale musisz coś dla mnie zrobić.
- Co takiego? – Ta całą sytuacja… strach, niepewność…
- Powiedz mi który masz numer do szafki. – Zrobił taką dziwną minę.
- 269. Chwila… co ty kombinujesz?
- Nie, nic. A teraz choć, przecież mam cię oprowadzić… - Jak powiedział tak zrobił. „Dryń”. – Co mamy? – Spytał patrząc na mój plan.
- Em… muzyka. Sala nr. 15
- Tam. – Powiedział i złapał mnie za nadgarstek, ciągnąc za sobą.
- Ała. – Syknęłam.
- Sorki. – Powiedział i znowu to zrobił. Popatrzył na mnie TYM wzrokiem. Tym z kota w Shreku. Ma takie ładne, zielone… chwila. Co ja kurwa wygaduje.
- Dobra, otwieraj te drzwi. – Powiedziałam.
- Dzień dobry. – Przywitał się Styles.
- Sory, za spóźnienie ten o tutaj mnie oprowadzał. – Skierowałam się w stronę wolnej ławki. Były dwie, czyli mam farta. Teraz jak nie trafić na jego. Ene due…
- Nie usiądziesz obok mnie? – Zrobił takie oczka.
- Po co? – Spytałam kładąc plecak na krzesło.
- Bo… eee… w twojej ławce siedzi taki grubas. On jest z potu. – Podrapał się po głowie.
- Wszy masz? – Cała klasa wybuchła śmiechem.
- Cisza, cisza! – Uciszał nas nauczyciel.
- Wolę usiąść koło grubasa niż zapchlonego lokowanego człowieka… - Styles kłamał, żaden spocony człowiek nawet nie chodził z nami do klasy. Lekcja minęła dość szybko, w końcu całą szkicowałam…

1 komentarz: