poniedziałek, 14 lipca 2014

Rozdział 16

Ally POV

Zeszłam na dół do kuchni gdzie zauważyłam karteczkę na blacie.

"Wrócimy trochę później. Na stole masz pieniądze. - mama"

Podeszłam do stołu i zaczęłam liczyć pieniądze. Przestałam na pięciu tysięcy. Myślałam że wystarczy mi 100 zł, bo lodówka jest pełna, nieprawdaż? Podeszłam do lodówki i wcale się nie myliłam. Wyciągnęłam z niej 2 jajka i rozbiłam na patelni po czym dodałam trochę sera. Po zjedzeniu jajecznicy usłyszałam dzwonek do drzwi. No świetnie. Jestem w samej koszulce i krótkich spodenkach. Chyba aż za krótkich. No trudno. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam Louisa. Co on tu robi? A zwłaszcza o tak wczesnej porze? Jest dopiero... no właśnie, która jest?

- Uhuhu. Szkoda że mam dziewczyne, no ale cóż. Wszysycy są już u Tiny oprócz ciebie, więc dlatego tu przyszedłem.
- Uhm, okej. Poczekaj pójdę się ubrać. - Biegnąc po schodach mogłam przysiąść że patrzył mi się tam, gdzie nie powinien.
Jak zwykle nie mam ciuchów. Zajrzałam za okno i ujrzałam deszcz. Postanowiłam dopasować się troszkę do pogody zakładając TO. Umyłam jeszcze zęby i przeczesałam szczotką włosy.

- Gotowa?

~*~

- Siema. - Przytuliłyśmy się (czyt. wskoczyłyśmy na siebie) na powitanie.
- Auć? Tina, ja naprawdę nie chcę powtórki.
- Jakiej powtórki? - Spytali zaciekawieni.
- No cóż, raz All złamała przez to nadgarstek. - Wszyscy unieśli na nią brwi, a potem na mnie.
- No a... Tina palca u nogi. - Wzruszyłyśmy ramionami.
- Jesteście nie normalne. - powiedział Lou.
- Za to ty jesteś. - Tina wystawiła mu język.
- Za ile jedziecie? - Spytała El.
- Już chcecie się nas pozbyć? - Popatrzył na nią spod byka Niall. - Za 3 godziny.
- Okej, no to my porywamy Tine a wy Nialla. - Puściła im oczko Pezz. Gh.

~*~

- Ale ja naprawdę nie chcę! - Jęknęła po raz kolejny.
- Dobra, no to ty z El pójdziecie sobie na bangie czy co tam chcecie za galerią. - Powiedział Perrie na co Tina się szeroko uśmiechnęła.
- Chodź. - Pociągnęła El.
- Okej, dziewczyny, no to trzeba jej coś kupić, spotykamy się tutaj po półtorej godzinie.
- Osobno czy razem? - Spytałam.
- Osobno, lepiej żeby miała więcej prezentów. - Po tych słowach wszystkie rozeszłyśmy się w losowe strony. Weszłam do pierwszego sklepu, w którym ciuchy były eleganckie i nie tylko. Spojrzałam na zwiewną zieloną sukienkę której cena wskazywała - 350 euro. Świetnie. Na polskie to około 1400 zł. Spojrzałam na czerwoną marynarkę na której cena była jeszcze gorsza bo 400 euro. Nie wiedziałam że w anglii są aż tak drogie ciuchy. Nom, cóż może to dobra firma. Wyszłam ze sklepu zanim doznałabym tam szału.

~*~

Obejrzałam już chyba całą galerię i szczerze padam z nóg. Nadal nic nie znalazłam a zostało mi jeszcze tylko 15 minut. Weszłam do ostatniego sklepu i od razu w oczy rzuciła mi się ładna sukienka. Na klatce piersiowej i plecach widniał po prostu biały kolorek, a reszta przedstawiała coś w stylu kwiatków. Śliczna. I nie tak droga bo na polskie to tylko ok. 70 zł. Zaraz po chwili znalazłam też katanę która była na środku sklepu, na manekinie. Wybrałam jeszcze rozmiar i w sumie byłam gotowa. Myliłam się. Co z butami? Zapłaciłam odpowiednią kwotę i poszłam do sklepu z butami na przeciwko. 10 minut zajęło mi szukanie baletek w taki sam wzór jak sukienka. Szłam bardzo szybko na miejsce w którym miałyśmy się spotkać. Napotkałam się jeszcze na sklep z biżuterią w którym była śliczna bransoletka. Wparowałam do sklepu od razu pytając się o cenę.

- 650 euro. - Kurczę. No trudno. Zapłaciłam na nią i wyszłam ze sklepu napotykając się na panią Perrie.

- A więc co jej kupiłaś? Ja sukienkę w kwiatki. - Wyciągnęła ją z torby, a ja myślałam że wręcz eksploduję. Kupiła tą samą sukienkę co ja. Pewnie mnie śledziła. Poza tym jak można tak szybko zmieniać nastawienie do ludzi?
- Nic specjalnego. - Uśmiechnęłam się sztucznie. Musiałam coś wymyślić. Wyszłoby na to że z Pezz dałyśmy jej to samo. Po co były by jej dwie takie same sukienki? - Dziewczyny, muszę iść na chwilę do domu. - Powiedziałam gdy zobaczyłam resztę.
- Okej, no to może weźmiemy Ci torbę?
- Nie, nie! - Zaprzeczyłam, chyba aż za szybko i wybiegłam z centrum. Biegłam jak najszybciej mogłam. W końcu miałam tylko nie całą godzinę na skombinowanie czegoś. Gdy wbiegłam do domu z trudem przekręcając zamek od razu bez wahania weszłam do pokoju mamy i wyciągnęłam maszynę do szycia. Miałam tylko nadzieję że ta sukienka nie stanie się najbrzydszą na świecie. Wycięłam tył pleców i postanowiłam wyprać ją w płynie do czarnych ubrań. Może nie będzie aż tak jasna. Miałam nadzieję że to polepszy, a nie pogorszy sprawę. Po 15 minutach obżerania się ciastkami wymyśliłam genialny pomysł. Wyjęłam ją z pralki, a efekt był normalny. Kwiatków prawie że nie było widać, a góra sukienki zrobiła się ciemno-kremowa. Problem tkwił w tym że była cała mokra. Wyjęłam dwie suszarki i zaczęłam ją suszyć z każdej strony, a gdy już stwierdziłam że wyschnie po drodze przyszyłam do niej cienkie łańcuszki na wycięciu pleców. Wyglądało to genialne. Muszę ją pokazać Tinie! Dobrze że pomyślałam o tym żeby z butami zrobić to samo, tylko że one zdążyły już wyschnąć do końca, a sukienka była jeszcze wilgotna. Wybiegłam z domu prawie zapominając o zamknięciu drzwi. Mam 3 minuty do wyjazdu Tiny, inaczej jej tego nie dam. Biegnąc jak oszalała potykałam się o różne badyle i zobaczyłam Tine, siedzącą w samochodzie.

- Co masz dla mnie? - Wydarła się wychodząc z auta, a ja już mogłam zauważyć chytry uśmieszek pani Edward.
Podałam jej czerwone pudełko z którego od razu wyciągnęła kawałek kartonu na którym było napisane "Wszystkiego Naj z okazji... niczego. Baw się dobrze☺". Po obejrzeniu wszystkiego z każdej strony przytuliła mnie.

- To najlepsza sukienka jaką widziałam, mimo iż nienawidzę sukienek i ta bransoletka!
- Taaak. To do zobaczenia. - Uśmiechnęłam się.
- Naraaa. - Podniosła dłoń jak to ona, by po chwili bezwładnie opadła.
- Cześć All. - Przywitał się Justin.
- A ty nie w trasie?
- Nie, przełożyli ją z małych problemów.
- OKEJ LUDZIE, NO TO ROBIMY IMPRE Z OKAZJI NIE BYCIA TINY! - Wydarł się Zayn.
- Jesteście okropni. Ale przyłączam się czasami jest nieznośna. - Wyszczerzyłam się.

Tina POV

 Boję się, chociaż Niall mówi, że jego rodzice mnie polubią. 
- Już? Możemy wchodzić? - patrzył na mnie z rozbawieniem.
- Nie.. Ja się wygłupie tam. Możemy wracać do Londynu? - jęknęłam.
- Tina Mandez się boi? 
- Nie. - pokręciłam głową.
- Czyli wchodzimy?
- Wchodzimy. - skinęłam wchodząc za nim.
- Jesteśmy! - blondyn wydarł się.
- Niall! - podeszła do nas kobieta, przytulając chłopaka.
- Cześć mamo. - przyciągnął ją do swojej piersi.
- To jest Tina. Moja dziewczyna. - przedstawił mnie gdy oderwał się od matki.
- Dzień Dobry. - powiedziałam wyciągając dłoń do kobiety.
- Dzień dobry. - powiedziała przyciągając mnie do piersi. Skrzywiłam się ale nic nie powiedziałam.
Nigdy nie byłam zwolenniczką przytulania. Szczególnie osób które dopiero poznałam.
- Chodźcie dalej. Wszyscy są w salonie.
- Greg jest? - blondyn uniósł brwi.
- Razem z Denise i Theo. - skinęła głową. Weszłam powoli do salonu. Siedziało tam dwóch mężczyzn i jedna kobieta trzymająca dziecko na kolanach. Wspominałam już że nie lubię dzieci? Nigdy ich nie lubiłam. 
- Hej. - Niall uśmiechnął się i wszyscy popatrzyli się w jego kierunku. 
- Niall. - ojciec Nialla przywitał się z nim męskim uściskiem, tak samo jak jego brat. Natomiast jego bratowa, rzuciła się na niego, przytulając go. 
- To jest  Tina. - przedstawił mnie. 
- Dzień Dobry. - skinęłam głową w ich stronę. 
- To jest mój tata, mój brat Greg i jego żona Denise. - pokazał mi kolejno osoby. - A to Theo. - podniósł małego z podłogi. Czuję się nie zręcznie. Każdy zaczął do mnie podchodzić witając się.

Po  godzinie spędzonej w salonie, razem z Niallem wyszliśmy na spacer.
- Było aż tak źle? - zaśmiał się.
- Nie. 
- Widzisz a tak się bałaś. 
- Nie bałam! Byłam zdenerwowana.
- Cokolwiek. - powiedział całując mnie przelotnie w usta.

czwartek, 10 lipca 2014

Rozdział 15

Tina POV
Otworzyłam oczy i zobaczyłam jak Niall wrzuca swoje rzeczy do walizki, cicho nucąc.
- Co robisz? - wychrypiałam.
- Pakuję się. - posłał mi zabójczy uśmiech.
- A... my już dzisiaj jedziemy. - otworzyłam szeroko oczy.
- Bingo! - zaśmiał się. - Za godzinę wyjeżdżamy.
- To jestem ciekawa kiedy zamierzałeś mi o tym powiedzieć.
- Nigdy. Miałaś spać a ja miałem cię zanieść. - puścił mi oko.
- Dobrze wiedzieć. - powiedziałam wstając.
- Tinaaaa... - zajęczał.
- Co?
- Chodź daj buzi.. - zrobił maślane oczy. Pokręciłam głową ze śmiechem. W podskokach podbiegłam do niego, rzucając się mu na szyję. Wpiłam się w jego usta.
- Gołąbeczki! - zaćwierkotał Louis na co oderwaliśmy się od siebie.
- Co? - rzuciłam, chwytając dresy Horana i ubierając je.
- Dostałem misję aby zrobić obchód w celu sprawdzenia czy wszyscy są gotowi. Widocznie nie wszyscy. Poruchać to się możecie w domu a teraz zbierać się bo wyjeżdżamy za 15 minut! - krzyknął wybiegając.
- Ale mieliśmy za godzinę! - krzyknęłam za nim.
- Zmiana planów! - odkrzyknął.
- Debil.
- Skończyłem! - zawołał Horan zapinając walizkę.
- Gratulacje panie Horan! - wykrzyknęłam bijąc mu brawo.
- Dziękuje! - ukłonił mi się.
- Jestem ciekawa czy jedzenie spakowałeś.
- Przecież wszystko już zjedliśmy, zostały dwa jogurty które teraz zjemy. - powiedział wyciągając je z lodówki. Podał mi jeden a ja wzięłam dla nas łyżeczki. Otworzyłam i zaczęłam jeść. Nagle do naszego domku wparował Liam.
- Pospieszcie się. Wszyscy już czekamy. - powiedział a Horan wziął swoją walizkę.
- Daj, potrzymam ci. - powiedziałam biorąc jego jogurt.
- Dzięki.
- Kto z kim jedzie? - spytał Malik.
- Pojedziemy tak: Louis z El oraz Hazza z All ... a drugim reszta.
- Jezu, znowu z tym marchewkowatym.
- Powiedział ten z wąsami...
- Taka rada, leczcie się. - mrugnęłam do nich okiem i skierowałam się za Malikiem.
- Zayn?
- Co?
- Mogę prowadzić? - popatrzyłam na niego maślanymi oczami.
- Masz prawko?
- Nie, ale..
- Znasz moją odpowiedź.
- Na serio? Dzięki Zaynuś! - wykrzyczałam i usiadłam na miejsce kierowcy.
- Co ty do cholery odpierdalasz? - zjawił się koło mnie.
- Czekam na kluczyki.
-Wchodź.
- Nie.
-Tak.
-Nie, ja prowadzę.
- Wchodź albo cię stąd wyciągnę.
- Spierdalaj.
- Sama tego chciałaś. - powiedział owijając swoje ramię wokół mojej talii i wyciągając mnie z samochodu.
- Zostaw mnie! - krzyczałam wierzgając nogami.
- Mówiłem że cię wciągnę.
- Puść mnie do cholery!
- Kurwa mać! Uspokój się!
- To mnie puść!
- Gdzie jest jebany Horan?!
- Sam jesteś jebany. Liam! Powiedz mu coś. - krzyczałam zauważając Li przy samochodzie.
- Co ona zrobiła? - zignorował mnie.
- Chciała prowadzić, bez prawka.
- Tina. - popatrzył na mnie z groźną miną.
- Jesteście niesprawiedliwi! - krzyknęłam oburzona.
- Idź po Horana. - kiwnął Zayn na Liama a on skinął głową.
- Puść mnie. - warknęłam na niego.
- Uspokój się.
- Jestem uspokojona! No dobra, wygrałeś, a teraz mnie puść.
- Dobra. - puścił mnie wierząc w moje słowa. wpakowałam do auta na miejsce kierowcy na co ten przewrócił oczami.
- Dobra, jednak jesteś naiwny. - zakpiłam i zobaczyłam Horana idącego w naszą stronę.
- Co? - poruszył śmiesznie brwiami co wywołało u mnie cichy chichot.
- Ja... będę dzisiaj prowadzić. - odpowiedziałam niepewnie.
- Okej. - zgodził się wzruszając ramionami.
- Horan przecież ona... nie ma prawa jazdy.
- Ohm.. no to mam taki plan. Jak wrócimy, pojedziemy zrobić Ci prawo jazdy.
- Ale... jedziemy do Irlandii. - przewróciłam oczami.
- No to kiedy indziej. A teraz chodź. - wyszłam grzecznie z samochodu, a on objął mnie ramieniem.
- Ale kupimy loda. Czekoladowego.
- Okeeej. - powiedział wsiadając na tylne siedzenie. Po pięciu minutach każdy już siedział na swoim miejscu i mogliśmy ruszać
- Party girls don't get hurt
Can't feel anything, when will I learn
I push it down, push it down. - zaczęłam śpiewać gdy tylko usłyszałam znajomy tekst. W refrenie wszyscy do mnie dołączyli.
- One, two, three One, two, three drink
One, two, three One, two, three drink
One, two, three One, two, three drink.
Throw em back, till I lose count  -zaczęliśmy śpiewać piosenkę Sia - Chandelier. Gdy tylko piosenka się skończyła oparłam głowę o ramię blondyna.
- Idę spać. - oznajmiłam zamykając oczy.
- Dobranoc. - usłyszałam głos Nialla i pocałunek w czoło i odpłynęłam.

Ally POV

- I co dalej? - Zafascynowana patrzyłam na Louisa który opowiadał swoją historię. Może i jest głupi, ale historie to fajne opowiada.
- Jak to co? Nie mógł.
- Co? Jak możesz, jesteś okropny. - Zmarszczyłam brwi. - A tak właściwie dlaczego nie mógł? To proste. Mógł walnąć prosto z mostu.
- On jest inny. Nigdy by się do tego nie przyznał, nawet jeżeli bardzo by chciał. - Westchnęłam. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw.
- Podjedziemy pod TESCO? Chcę sobie kupić tymbarka. - spytałam a Harry już skręcał ma parking. - Zaraz wracam.
- Poczekaj. Mi kup marchewki a do picia sok marchewkowy. Pamiętaj że ma tam pisać ; 0 konserwantów i sztucznych barwników.
- Yyy... okej. A Wam?
- Twixa i sok bananowy.
- Mi kup po prostu to co Tobie. - Skinęłam. Okej, zapamiętać ; tymbark, sok bananowy i marchewkowy + marchewka i twix. Nigdy nie sądziłam że tak szybko się z nimi zakumpluje. Bo chyba przyjaciółmi nie mogę ich nazwać, prawda? I na dodatek pojechać z nimi tak daleko, od miasta. A co jakby byli porywaczami? Wywieźli by mnie gdzieś do lasu i... oni mnie zawieźli do lasu. Ale nic nie zrobili, prawda? Poza tym oni są sławni, media wiedzą że pojechałyśmy z nimi, szybko by nas odnaleźli.
- Cześć. - Wyrwał mnie z zamyśleń Liam.
- Hej. Też kupujesz coś tym baranom? - Zapytałam a on już brał trzy tymbarki. Podążyłam za nim biorąc dwa o smaku jabłko mięta.
- Trzymaj. - Podał mi sok bananowy i marchewkowy.
- Skąd wiedziałeś?
- Nom cóż, żyję z nimi już parę lat, tak więc... chodź. Tam są warzywa.

~*~

Nareszcie w domu. Tak. W domu. Nareszcie. Wyparowałam z auta.

- Pa. Do szkoły.
- No chyba nie. - Udałam że nie usłyszałam i skierowałam się do domu Tiny. Obiecałam że pomogę jej się spakować.
- Siema. - Rzuciłam otwierając drzwi od jej pokoju. - OMG. Co tu się stało?
- Eee... mały problem. Nie mam ciuchów.
- Heh, od tego masz mnie. Niall na pewno zabierze Cię na randkę. - Powiedziałam wyciągając jedną z jej sukienek - kremową z wyciętymi plecami z rękawkami 3/4 które były pokryte koronką.
- Ale...
- Żadne ale. - Wciągnęłam jeszcze koturny tego samego koloru. - I jeszcze to. - Wyciągnęłam białą spódniczkę z wysokim stanem i bluzę które nie zakrywała brzucha z długim rękawem. A potem jeszcze parę ciuchów. Tak. Parę. Bardzo. - Gotowe. - Powiedziałam dumna ze swojej pracy.
- A teraz pytanie - jak to wszystko zmieścisz w jednej walizce.
- A kto powiedział że chcę to zmieścić w jednej walizce? - Uniosłam brew.
- Nie mam dwóch.
- Wiem że masz. - Przewróciłam oczami otwierając odpowiednią szafę.

~*~

- Gh, nom cóż. Czas się pożegnać.
- Taaak.
- Będę za Tobą tęsknić Tina.
- Ta, jasne. - Przytuliła Josha, a potem Paticka.
- Pa chłopcy. - Pomachałam im. - Rano jeszcze do Ciebie przyjadę,się pożegnać. Wstań wcześniej.
- Okej. Spróbuję. - Wyszczerzyła się.
- Tak, tak. I tak wiem, że będę musiała się dobijać. - Przegadałyśmy tak całą drogę do domu Tiny. Pożegnałam się z nią, oczywiście mówiąc "do jutra" bo jeszcze się zobaczymy i skierowałam się w ciemną uliczkę prowadzącą do mojego domu. Usłyszałam donośny śmiech, więc się odwróciłam. Nikogo nie było.
Dziwne. Postanowiłam to zignorować.
Szłam co chwile zerkając w tył, gdy w końcu zauważyłam grupkę chłopaków siedzących na około. Już miałam zawrócić, gdy nagle jeden z nich gwizdnął. Palant. Okej, przejdę obok nich nie zwracając na siebie uwagi. Wyminęłam ich sprawnie i w duchu podziękowałam że mnie nie zaczepili.
- Gdzie się wybierasz? - Usłyszałam. A jednak. Zacisnęłam powieki stojąc w miejscu i czekając na jakiś atak. - Może się do nas dołączysz? - Odwróciłam się powoli otwierając oczy.
- Nie dziękuję. - Przyjrzałam się mu uważnie, zauważając znajome rysy twarzy. Dalej siedzieli jacyś zdecydowanie starsi, po trzydziestce mężczyźni. Zamrugałam oczami wyostrzając obraz. Na nich siedziały jakieś pindusie.
- A może jednak?
- Nie dziękuję. - Odwróciłam się i zaczęłam szybko iść. Mimo iż bardzo chciałam się odwrócić i zobaczyć czy ktoś za mną idzie. Zadowolona przekręciłam zamek w drzwiach. Obawiałam się najgorszego.

Tina POV

Po spotkaniu z chłopakami, weszłam do domu gdzie usłyszałam kłótnię rodziców. Podeszłam do ściany uważnie się przysłuchując.
- Jak to nie zamierzamy jej powiedzieć?! -krzyknął ojciec.
- To ją zniszczy. W dodatku gdzieś zniknęła. Od soboty jej nie ma.
- Co? Czemu ja nic o tym nie wiem do cholery?! 
- Bo jesteś w pracy. Nie krzycz. Wiesz że jestem w ciąży. Nie powinnam się denerwować.
- Dzwoniłaś do niej? - spytał już spokojnie.
- Tak, ale nie odbiera. 
- Tiffany, musimy jej powiedzieć. 
- Okej. Zrobimy to jak wróci. - westchnęła zrezygnowana. Usłyszałam kroki więc szybko skierowałam się do mojego pokoju.
Co mi powiedzą? Coś ważnego? Jedno wiem na pewno: Nie spotkam się z nimi aż do przyjazdu z Irlandii.
Rano wymknę się cicho z domu i zostawię im kartkę żeby nie wpadło im do głowy nasyłanie policji.
Przygotowałam kartkę z napisem "Wrócę za tydzień, nie nasyłajcie policji! Tins xoxo" którą zostawię rano w kuchni. Wzięłam piżamę i skierowałam się pod prysznic gdzie dokładnie umyłam się. 
Następnie zaczęłam pisać z Ally i Horanem.


---
Hej tu Daruu ;3   .. mamy 15 ;) taki jakiś ten rozdział jest ;)) mam nadzieje że nie najgorszy i będzie dało się go czytać ! Pozdro ;* Daruuu ;3


Na razie jest trochę... dużo tych akcji, ale to tylko dlatego, że nastąpi obrót akcji. Przekonacie się jaki gdy odkryjecie kim był chłopak który zaczepiał All :d - Alla.

wtorek, 8 lipca 2014

WAŻNE!!

Hej, hej ;) trochę zawaliłyśmy tego bloga... dobra kogo ja oszukuję, bardzo go zawaliłyśmy ;C

Postaramy się go "odtworzyć"... dajcie nam 3 dni.. ok? ja mam innego bloga którego piszę i jeszcze tłumaczę takie opowiadanie więc za wesoło nie jest...
  Postaramy się dodać coś w ciągu tych 3 dni  / Daruuu ;3